Dwaj przyjaciele przekroczyli
właśnie próg liceum im. Juliusza Słowackiego w Poznaniu. Szkoły dla wybranych
bogaczy, gdzie klasy nie przekraczały piętnastu osób. Łukasz spojrzał na
Aleksandra, który wybrał dzisiaj czerń, jako kolor przewodni swego
przyodziewku. Podziwiał jego gust, sam nigdy nie potrafiłby się ubrać w ten
sposób. On sam wolał schludne i proste rzeczy. Nie lubił udziwnień, tak jak i
jego matka, która zawsze powtarzała w kółko mantrę, żeby sądzić człowieka po
ubraniu. Dobrze, że sam nigdy nie postrzegał ludzi w ten sposób, gdyby to
robił, nie miałby tak wspaniałego przyjaciela, jak ten szarooki i ciemnowłosy
chłopak zaśmiewający się właśnie ze szkolnej gazetki.
Pierwsze zajęcia miały odbywać się
w sali chemicznej na parterze, obok której znajdowały się zaraz drzwi
ewakuacyjne. Projektant budynku nie wierzył chyba w zdolności eksperymentalne
uczniów, dlatego zabezpieczył salę w dodatkowe wyjście bezpieczeństwa.
Aleksander przeprosił go i pognał za róg do machającej mu Tatiany. Łukasz uśmiechnął
się do niej słabo, na co ona odpowiedziała lodowatym wzrokiem. Chłopak czym
prędzej odwrócił głowę, po czym znów zerknął ukradkiem w stronę rozmawiającej
dwójki.
Brakowało mu jej i to strasznie.
Byli nierozłącznymi przyjaciółmi od najmłodszych lat, ale pech chciał, że
niedawno do ich życia wkroczyła Daniela, z którą zaczął się umawiać, a Tatiana,
jak nadąsana nastolatka postawiła mu ultimatum, że albo przyjaźń z nią, albo
miłość z tamtą. Wybrał Danielę, a z Tatianą przestał rozmawiać w czerwcu. Od
tamtej pory minęły cztery miesiące, a ona ani pali się by się do niego odezwać
w jakikolwiek sposób. Totalnie dla niej nie istnieje.
W taki dzień jak dziś, tęsknił za
nią jeszcze bardziej. Po pierwsze – miała urodziny, po drugie – wczoraj
wieczorem pokłócił się z Danielą. I to ostro. Tak go rozwścieczyła, że omal nie
zbił lustra w holu jej domu. Zerwała z nim, jak to miała w zwyczaju robić, gdy
on nie wykonywał wydawanych mu poleceń. I tak było w kółko, od roku. On za nią ganiał,
chodzili ze sobą, ona rządziła, on nie słuchał, ona zrywała, on się obrażał, a
w końcu i tak wracał z podkulonym ogonem. A ona przyjmowała go z powrotem i
znów udawali szczęśliwych. Ale wczoraj przeszła samą siebie, a dzisiaj na
szczęście nie będzie jej oglądał, bo nie ma z nią zajęć…
- Ała, kurwa – warknął, znienacka zderzył się z
jakimś bezczelnym uczniem. Spojrzał na podłogę, na przewróconą rudowłosą osobę,
której notatki walały się po całym korytarzu. – Mogłabyś nie biegać po holu, to
niebezpieczne – uklęknął obok dziewczyny i rozmasował sobie żebra. Zaczął
zbierać notatki, a poturbowana próbowała podnieść się z podłogi. Miała zbolałą
minę, kiedy obrzuciła go zielonym spojrzeniem, spod gęstych rzęs. Nie znał tej
twarzy, nigdy wcześniej jej tu nie widział, a był pewien, że zapamiętałby tak
delikatną i zarumienioną buzię – musiała być nowa.
- Nie biegłam, tylko spacerowałam. To ty na mnie
wpadłeś – rzuciła oskarżycielsko, rozcierając swój łokieć i kolano, na które
upadła. Łukasz wyciągnął do niej zebrane notatki, ale spojrzawszy na nią nie
miał pojęcia dlaczego w jej oczach migoczą mordercze błyskawice. – Wszystko
porozwalane, cholera. Wszystko przez ciebie – wyrwała z jego ręki notatki, po
czym wstała, obrzuciła go taksującym spojrzeniem, prychnęła, nazwała imbecylem
i wymijając go poszła przed siebie.
Łukasz
siedział tak dalej na podłodze, z rozdziawioną buzią, nie mając pojęcia o co
chodzi, a w ogóle to zastanawiał się – co się właśnie wydarzyło?
- Ty, czemu siedzisz na podłodze? – stanął nad nim
Aleksander, którego mina mówiła sama za siebie, że wygląda jak totalny palant.
– Wiesz, że twoja matka powiedziałaby, że to niezdrowe…
- Zamknij się – warknął. – Właśnie przeżyłem szok, a
teraz podaj mi rękę, bo muszę wstać – wyciągnął do przyjaciela dłoń, a ten
podśmiechując się głupio, podniósł go z podłogi.
- O nie… Szok? Kolejny? A cóż takiego się stało?
Daniela błagała cię o powrót?
- Nie, idioto. Skończyłem z nią wczoraj ostatecznie –
powiedział, otrzepując spodnie z niewielkiej ilości piasku. Aleksander
przewrócił oczami i coś tam pomarudził pod nosem, że zawsze tak gada, a i tak
do niej wraca. – Nie kwękaj, mówię serio. Przeszła samą siebie. Nie będę
tolerował tego, że spotyka się ze swoim byłym na kawkę.
- Oj dobra, dobra – wyciągnął przed siebie ręce w
geście kapitulacji. – Powinieneś pogodzić się z Tamarą. Wiem, że wam ciężko i
przez to wszystko ciężko jest również mi. Nie będę wybierał, ale zrozumcie, że
mam dosyć. Jestem zmęczony waszym użalaniem się nad sobą. Załatw do końca swoją
sprawę z Danielą i jeżeli chcesz znać moje zdanie, to ona nie zasługuje na
ciebie. Jest fałszywa i wiedz, że jej nie lubię – zakończył bez tchu i
zaczerpnął powietrza. Łukasz otworzył szerzej oczy. Początek dnia, a już ma go
dosyć.
- Więc co mam zrobić twoim zdaniem? – warknął
wściekły na cały świat.
- Daj sobie z nią spokój, możesz bzykać się z kimś
innym, kto będzie chociaż cię szanował. Nie potrzebujesz jej, wiesz o tym
dobrze. Jeszcze przed rokiem jakoś sami sobie radziliśmy we trójkę, a od kiedy
jesteś z nią, a przynajmniej w momentach kiedy jesteś z nią, nie jesteś sobą i
wtedy cię nie znosimy. Tak, mówię w swoim i Tamy imieniu – Aleksander zacisnął
usta i skierował swoje kroki do sali chemicznej, by za chwilę spotkać się na
zajęciach z panem Wybuchowym. Łukasz stanął przed nim i zagrodził mu przejście.
O nie, tak łatwo mu nie pójdzie.
- O co ci chodzi? Ciągle się mnie czepiacie, a to, że
się zmieniłem, a to, że się pokłóciłem, a to, że nie wychodzę wieczorem, a to,
że mam was w dupie. Ja pierdole, wkurwiacie mnie. A do tego, jeszcze jakaś
laska mnie poturbowała i nie przeprosiwszy nawet, nazwała imbecylem. Boże, co
za dzień – warknął i zmierzył Aleksa złowrogim spojrzeniem, które nagle się
zmieniło, kiedy zobaczył, że zbliża się do nich owa rudowłosa mądrala. Spojrzał
na nią, a ona znów zmierzyła go od stóp do głów i prychając przeszła obok jakby
nigdy nic i weszła do klasy. Łukasz podążył za nią i dostrzegł, że podaje
karteczkę Wybuchowemu, który czyta ze spokojem, po czym każe jej zająć miejsce pod
oknem tuż za Tamarą i przed jego własnym.
- Halo, ziemia do ciebie M. – chłopak zamachał mu
przed oczami ręką. – Sorry. Też mam zły dzień. Tamara mnie na ciebie nasłała.
Jest jej ciężko, zrozum. Przyjaźniliśmy się, a potem ona trochę zaszalała i
postawiła wszystko na jedną szalkę. Niestety, nie myślała, że to wszystko ją przeważy,
a ty wybierzesz Danielę. – Łukasz spojrzał na kolegę i głośno westchnął. Mieli
racje. Za dużo się wydarzyło, a on jak jakiś głupek rzucił wszystko i pognał za
jakąś spódniczką.
- Wiem. Jestem idiotą. Postaram się porozmawiać z
Tamarą. Dzisiaj ma urodziny.
- Tak, tu jest adres, gdzie jutro robi imprezę,
przyjedź, a na pewno się ucieszy – podał mu kartkę, na której widniało pismo Tamy.
- Wiesz, że cię kocha, i na pewno ci wybaczy. Będzie skakać z radości, a moje
ramie niestety ucierpi – rzucił przyjacielowi uśmiech i razem weszli do klasy,
do której gestem ręki zapraszał Myster Eksplozjon. Łukasz pomaszerował na
koniec sali i uczaplił się tuż za nową.
Przyglądał
się jej. Miała długie, rude – o dziwo – niefarbowane włosy, które poskręcane
były w wielkie spirale, luźno opadające na ramiona. Była średniego wzrostu,
znacznie niższa od niego, zważywszy na fakt, że on sam górował nad większością
grupy. Przypomniał sobie jej twarz, zadziorną i ze zmarszczonym czołem, kiedy
podawał notatki. Uśmiechnął się, bo przyznał sam przed sobą, że wyglądała
naprawdę fajnie, kiedy się zezłościła – choć tak naprawdę nie wiedział na co.
Wybuchowy
zaczął lekcję. Czekały ich dwie godziny mozolnej, chemicznej udręki. Zaczęli
chemię organiczną, więc wyciągnął podręcznik, zastanawiając się, co tym razem
przerobią i jaki eksperyment wykona ich nauczyciel. Jednak on najpierw wstał i
gestem nakazał to samo zrobić nowej. Dziewczyna wstała na chwilę, pomachała
ręką odwracając się do całej klasy, a Eksplozjon przedstawił ją jako Hannah S.,
która od tej pory będzie w ich klasie zajmowała miejsce pod oknem. Ich
spojrzenia skrzyżowały się na moment. Zaskoczyła go, intensywna zieleń jej
wielkich oczu, której nie dostrzegł wcześniej. Tylko głupcowi mogły się nie
spodobać. Poczuł słaby dreszcz przebiegający po plecach, gdy nie spuszczała z
niego wzroku i choć trwało to dosłownie sekundę, jemu wydawało się, że
przyglądają się sobie przez długie minuty. Miała ładne, kształtne lekko różowe
usta, niewielki i zgrabny nos i zaróżowione policzki. Skóra jej twarzy była
alabastrowa i świeża, bez śladu tynku, jaki zwykle nakładała Daniela na
wszelkie wyjścia. Była ładna w taki dostojny sposób, naprawdę.
W
końcu odwróciła głowę i usiadła na swoim miejscu. Łukasz nie odrywał spojrzenia
od jej pleców, nie mogąc skupić się na przerabianym temacie. Nie patrzył na
tablicę, na której Wybuchowy wypisywał niekończące się wzory, tylko obserwował
dziewczynę: jak przygładza włosy, jak szybko notuje, jak pod stołem sprawdza
telefon – nie mógł zrozumieć dlaczego tak bardzo go fascynuje. To było dziwne.
Niesamowicie.
*
Tamara
Z. kończąca listę osób w tej grupie, jak i w całej klasie, patrzyła z ukosa na
Aleksandra, który pokazał jej kciuk obrócony w górę. Uśmiechnęła się do niego i
bezgłośnie wyszeptała słowa podziękowania. Wybuchowy gadał coś z zapałem na
temat alkanów i alkinów. Lubiła chemię, ale dzisiejszego dnia wstała z takim
bólem brzucha, że odechciało jej się wszystkiego, ale na szczęście zajęcia się
przed chwilą skończyły.
Od czerwca nic nie jest takie
samo. Wszystko działało na jej niekorzyść. Zaczynało brakować czasu na
wszystkie plany i marzenia, które miała i, których nie spełniła. Pokłóciła się
z Łukaszem, a jego wybór był dla niej jak niesamowicie bolesny policzek, który
przyjęła z zaciśniętymi ustami, choć później, przeryczała całą noc. Minęły
cztery miesiące, od kiedy ze sobą nie rozmawiali, ale dzisiaj – dzisiaj były
jej urodziny i nie mogła sobie wyobrazić, że jego z nią nie będzie.
Dopadła rano Aleksandra, ubłagała
go, by poszedł do Łukasza i przetłumaczył mu do rozumu, jak bardzo jest
nieszczęśliwa. Sama nie miała w sobie tyle odwagi – nie, nie odwagi – to jej
ego nie pozwoliło, by przeprosić przyjaciela.
Otworzyła drzwi i wpadła z impetem
do łazienki, zamykając się w kabinie i wymiotując dosyć głośno. Ten cholerny
ból nie chciał jej opuścić. Cały czas mdliło ją śniadanie, a zapach tego
dziwnego fetoru na zajęciach chemicznych przelał czarę niemiłego łaskotania i
doprowadził do stanu takiego, że pochylała się nad muszlą i oddawała wszystko
co zjadła, raz za razem.
Spocona
oparła głowę o drżącą rękę, a drugą otarła łzy spływające po policzkach. Który
to już raz – setny czy dwusetny – kto by to spamiętał. Zaczęło się w kwietniu.
Bóle brzucha, gorączka, dziwne samopoczucie. Każde uderzenie, nawet lekkie,
kończyło się siniakiem na skórze. Dostała worki pod oczami, nie wysypiała się –
było ciężko. W końcu trafiła do lekarza, który widząc jej wyniki, natychmiast
posłał ja na badania do szpitala. Był już czerwiec i w dniu, w którym
dowiedziała się, że jest chora, pokłóciła się z najlepszym przyjacielem, w
którym skrycie się podkochiwała. Wybrał pustą Danielę, zamiast niej.
Otarła
łzę, która była nie wiadomo czego wynikiem – czy rzygania, czy żalu… Automat
spuścił wodę, a ona wytarła się i podniosła. Kiedy wyszła z kabiny dostrzegła
tą nową opierającą się o parapet i patrzącą na nią z niepokojem.
- Czy wszystko z tobą w porządku? – zapytała
podchodząc do Tamary. – Jeżeli źle się czujesz pomogę ci się dostać do domu –
zaproponowała, ale ta odmówiła. Podeszła do okna, otwarła je, zerknąwszy
jeszcze na drzwi i upewniwszy się, że są zamknięte wyciągnęła z torebki skręta.
Nowa popatrzyła na nią z wielkimi oczami, lekko marszcząc brwi. – Nie wydaje mi
się, aby mogło ci to pomóc – stwierdziła i się odwróciła.
- Nie oceniaj mnie, skoro nic nie wiesz i nic nie
rozumiesz.
- Nie mam zamiaru - powiedziała i odwróciła się do
lustra. Tamara przyjrzała się jej uważnie. Była ładna, taka świeża, jak kiedyś
ona. Do tego miała tak ciekawy kolor włosów, że nawet ona sama mogła go
pozazdrościć.
- Moje życie jest tak popaprane, że tylko to mi
zostało bym nie musiała czuć tego, co czuję – dziewczyna spojrzała na nią z
uwagą – Jestem chora, a to mi pomaga. Moje wyniki są coraz gorsze, a lekarz
próbuje nowych metod. Jeszcze została mi jedna i tylko pomoc zagranicą. Do tego
w domu nie mam z kim porozmawiać, bo matka płacze i chodzi załamana, a ojciec
zarabia pieniądze i niewiele go interesuje – spojrzała na zielonooką, która
słuchała jej z zaciśniętymi ustami. Tamara sama nie rozumiała dlaczego to
wszystko opowiada, tej obcej i nieznanej osobie, ale w dzisiejszym dniu została
przelana kolejna czara goryczy. I nie miała sił, by dalej chodzić uśmiechniętą.
– Jestem taka zmęczona. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, bo tylko Aleksandra i
Łukasza, z którym niestety nie żyję od czterech miesięcy w zgodzie i tak bardzo
mi go brakuje. Nie powiedziałam jeszcze nikomu o moim problemie. Boję się tego
wszystkiego i czuję jak cały świat kurczy się i zapada, przytłaczając swym
ogromem.
- Moi rodzice zginęli – Hannah wyparowała, jak w
transie – w wakacje. Nie byłam dobrą córką – nie posłuchałam ich i pojechałam
do Las Vegas z moim chłopakiem i kilkoma przyjaciółmi, których rodzice nie
znosili. Zadzwoniłam do nich będąc już na miejscu. To miał być taki szalony
weekend, spontaniczny. Miałam tyle beztroskich planów – rozłożyła dłonie,
próbując pokazać Tamarze ich ogrom – a oni wsiedli do samolotu i przelecieli na
drugi koniec kraju. Czekaliśmy na taksówkę przed hotelem, kiedy dostrzegłam
nadjeżdżający samochód z nimi w środku. Zatrzymali się obok nas, ale zza zakrętu
wyłonił się kierowca-szaleniec uciekający przed policją. Nie wyrobił i uderzył
w przód ich samochodu z całym impetem. Zginęli. Zginęli na moich oczach,
prawdopodobnie nic nie czując… - Tamara spojrzała na koleżankę z rozdziawioną
buzią. Nie zobaczyła na jej twarzy żadnego uczucia, żadnego żalu czy smutku.
Była pusta i jakby wyprana z emocji. Podeszła do niej i przytuliła ją do siebie
z całych sił, których tak naprawdę nie miała zbyt wiele, ale w tym momencie
poczuła, że musi, że musi być silniejsza dla nich obu, bo zarówno ona, jak i
Hannah potrzebowały się w tym momencie nawzajem. Dwie zupełnie obce sobie
dziewczyny, stały się nagle bratnimi duszami, które choć zagubione odnalazły
drogę ku sobie w mroku ich doświadczeń.